sobota, 2 grudnia 2017

Czas.

Walające się po domu zeszyty i setki stron zapisanych notatek. Karki poplamione kawą. Rysunki załamań na śladach z przyklejonymi kawałkami trawy na pogiętym papierze, bo podczas seminrium zacinał deszcz, ale nikomu nie przeszkadzało to w siedzeniu i notowaniu wszystkiego..
Setki kilometrów pokonanych w nocy i w deszczu. Godziny na wąskich górskich drogach, na których nie widać gdzie skończyła się jezdnia, a zaczeło strome błotniste pobocze. Właściwie to nadal plusy, bo dzięki dojazdom udało się przełamać lęk do prowadzenia samochodu. Z psami w środku przecież nie jest już tak strasznie.
Wschody i zachody słońca nad polami, zapach błota, trawy i parującej rosy. Setki wydeptanych kroków w błocie, tysiące rzutów piłki przez boisko, pogryzione palce i kolejne podarte spodnie. Godziny nagranych filmów do analizowania treningów oraz paliwo przeliczane na ilość wyjazdów na plac.


Parę stówek wydanych w Związku na wpisanie się do organizacji, opłacenie zawodów i testów. Kiełkujące w głowie śmiałe plany poważniejszych startów po zaliczeniu tych obowiązkowych konkurencji.
Wbijanie na pamięć schematów, powarzanie ich z psem i bez psa. Wizualizacja zwieńczenia godzin spędzonych na placu podczas startu, po otrzymaniu pierwszych wpisów do książeczki.

I niespodzianka. Trzy dni przed pierwszym występem bardzo mocna kulawizna, weterynarz, kolejne kilka stów, zdjęcia, zabiegi, skierowanie do ortopedy i najgorsza możliwa diagnosa- pęknięty paliczek, odłamany fragment kości, zerwane ścięgno. W dodatku wszystko wykonane przez maliniaczka podczas luźnego spaceru, po zderzeniu z drzewem, które jakoś tak z zaskoczenia zapewne staneło na jej drodze.
Wszystkie plany budowane podczas wschodów i zachodów słońca runęły zostawiając pustą ścianę. Na tej ścianie zawisła półka z rządkiem lekarstw, zastrzyków i specjalistycznych opasek unieruchamiających nogę. Przez okres opłaconych już startów noszenie psa, wożenie na zabiegi, wizyty u ortopedów i fizjoterapeutów

Tak zakończył się nasz sezon w 2017 roku. Zliczając całość, to siedem z dwunastu miesięcy Suri spędziła na idiotycznych kontuzjach w stylu krzak w oku, naderwany miesięń po zeskoczeniu z miejsca z którego nie powinna, no i na koniec zderzenie z drzewem. Pech. 
To był ten rok, który miał być początkiem otwierający worek z wpisani w książeczce startowej. Tymczasem otworzyliśmy worek z oszczędnościami, żeby postawić ją jak najszybciej na nogi.
Suri długo nie pachniała błotem i wiatrem, a dumnie postawione uszka ustąpiły miejsca stulonym, przyklejonym do głowy uszom zmęczonego, unieruchomionego psa. Zamiast jakichkolwiek ćwiczeń, "zajmowania psiej głowy", postawiłam na absolutne wyciszenie lekko wspomagając się lekami na uspokojenie, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Teraz znowu chodzimy na spacery, ale powoli, bez jakichkolwiek planów,  czy nadmiernego biegania. Znowu mam swoje wschody i zachody odbijające się w rudym futerku. Suseł odzyskuje swój temperament, stojące dumne uszka i zadarty ogon.

I wiecie co, tak sobie myślę, że ten rok najwięcej mnie nauczył.
Kiedy kilometry przemierzałyśny żeby dojechać na zabiegi i rehabilitację, a  mój wulkan energii był zwinięty w mały, wystraszony kłębek. Kiedy wysyłałam maile z informacją o reyzgnacji w starcie, a zaraz potem wynosiłąm obolałą suczkę na siku, dawałam leki, siedziałam w domu, żeby nie zeżarła ortezy kupionej za resztki oszczędności.  Kiedy  gratulowałam wyników przyjaciołom i kolegom siedząc obok mojego psa, który nawet nie mógł pójść ze mną na spacer.
Kiedy pomimo całego bólu jakiego doznała i unieruchomienia w klatce które jej zafundowałam jedyne czego chce po wyjściu z klatki to tulić się do mnie jak najmocniej potrafi.
Podobno każdy pies czegoś nas uczy, Suri nauczyła mnie jak dotąd najwięcej najtrudniejszej dla mnie rzeczy.
Cieszę się, że mogę żyć z tak ufnym, twardym i bezgranicznie kochającym mnie stworzeniem, które po każdym upadku podnosi się jak gdyby nigdy nic, przytula i chce wspinać się dalej.
Na wszystko inne jeszcze przyjdzie czas :)

2 komentarze:

  1. Zdrówka dla Suri. Następny rok będzie lepszy. :) Zawsze tak jest, w dół i w górę, co się polepszy to się popieprzy. Byle teraz malinka wróciła do sprawności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia dla Suri ! <3

    Myślę że to tak ma. Jej wujek (pół-brat ojca) z rozpędu wpadł kiedyś na mnie, mimo że stałam tak na krok od niego. Odbił się i pobiegł dalej, jego właścicielka Basia mówi że to normalne u nich. Szkoda że źle się dla niej skończyło.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią! :)