sobota, 1 lipca 2017

Wielkie umysły, małe ciałka część 2

Kto myślał, że części drugiej nie będzie, a jak będzie to za rok? Postanowiłam wziąć się za pisanie i miło Was zaskoczyć.
W części pierwszej pisałam o pięciu najlepszych aktywnościach dla szczeniaczków (przejdź do części 1). Dzisiaj chciałabym opisać przewrotnie pięć najgorszych aktywności i  przypomnieć, że dzisiejszy i poprzedni post dotyczy pierwszych tygodni malucha w domu.
Starszymi dzieciakami, które już wiedzą kto jest mamą/ tatą, skąd pochodzi jedzenie i czemu nie można wykopywać kwiatków z doniczki zajmę się w kolejnych odcinkach.


          Pierwszą i najważniejszą rzeczą jaka przychodzi mi na myśl myśląc o najgorszym to modne obstatnio słowo przebodźcowanie  Zadziwia mnie fakt, że pomimo mody na używanie tego trudnego wyrażenia nikt nie zastanawia się czym jest i co właściwie opisuje.
Kolejną rzeczą która mnie zadziwia to fakt, że "przebodźcowaniem" najczęściej zajmują się treserzy z przeróżnych szkółek i przedszkoli dla psów jednocześnie fundując swoim podopiecznym dokładnie to samo.
Widzieliście kiedyś spiętego, wystraszonego psa, który podbiega do psów szczekając, a na obcych reaguje napiętym ciałem, podkurczonymi łapkami i szczekaniem? A moze widzieliście psa, który chciałby bić się z każdym psem (suką/ samcem/ wstaw cokolwiek)?  Czy nie rzucił się Wam kiedyś w oczy widok zziajanego psa, ciskającego się we wszystkie strony na smyczy, uciekającego od właściciela, ale za to całkiem lubiącego innych ludzi  (zazwyczaj do czasu, w którym ten obcy też czegoś od niego chce)?
Tak? Więc to są własnie przy przebodźcowane.  Już tłumaczę.
          Szczenię ma określoną pojemność  przyjmowania bodźców i informacji. Jeśli zapełniamy pamięć młdego zwierzęcia  optymalnym zakresie jest on w stanie przetwarzać bodźce, rozumieć je i starać się reagować.
Jeśli w jakimś momencie bodźców będzie zbyt dużo zwierzę będzie miało poczucie, że sobie nie radzi, nie wie co ma zrobić, zacznie się miotwać i szukac najłatwiejszych sposobów reagowania.  
          Jak najprościej wykonać przebodźcowanie szczenięcia? Na przykład: Odebrać od hodowcy, nie nauczyć podstawowych zasad, nie wytworzyć więzi, nie zdobyć zaufania młodego zwierzęcia, ale zabrać je na zajęcia psiego przedszkola, gdzie pracuje godzinę w międzyczasie kotłując się z psami. Zabrac na lotnisko, dworzec, przystanek. Dawać go klepać, głaskać i nosić obcym ludziom w tych miejscach  Zorganizować impreze, gdzie każdy znajomy może słodkiego szczeniaczka potrzymać na rękach bez nadzworu właściciela. Wrzucić go w głośne dźwięki, obce psy, tłum ludzi.
Oczywiście są to sytuacje, które pies koniecznie musi poznać będąc jeszcze dzieckiem. Jednak najpierw nalezy zadbać o zrozumienie kto jest kim w naszym dwuosobowym zespole, a doiero potem o całą resztę.
Co bardziej zdolne jednostki są w stanie zrobić z siebie obiekt, który przebodźcowuje psa. Dzięki wydawaniu miliona dźwięków jednocześnie, skakaniu, klaskaniu, piszczeniu, itd mały piesek często uznaje, że właściciel jest jakiś niespełna rozumu i gasi się lub ekscytuje* w niezdrowy sposób zachowaniem swojego człowieka.  Młode zwierzę dociera w koncu do wniosku, że przy tej osobie można albo wyłacznie leżeć plackiem albo wręcz odwwrotnie- uznaje, że ta osoba oznacza, że należy sikać pod siebie i chodzić po ścianach z ekscytacji, co skutecznie utrudnia normalnie funkcjonowanie.
Oczywiście jeśli pies się nie boi to wygląda na szczęśliwego- dyszy, macha ogonem, ma otwarty pyszczek, skacze, sika. Jednak ekscytacja nie ma nic wspólnego z poczuciem zadowolenia, czego też warto mieć świadomość, a co nagminnie jest brane przez posiadaczy psów za najwyższy wyraz psiego szczęścia. Nie, pies który się "gliździ", skacze, ziaja, macha wszystkimi kończynami i ogonem, posikuje pod siebie nie jest szczęśliwy.


            Drugą rzeczą, jaka przychodzi mi na myśl jest relacja. Nie, nie z przewodnikiem- chodzi mi o tworzenie ze wszystkich sił dobrej relacji z otoczeniem. Przejawia się to tym, że ludzie z uporem maniaka pragną, żeby ich szczenię było zachycone otoczeniem w którym się znajduje. Młody piesek bawi się z innymi psami, podchodzi do obcych ludzi, reaguje na ich przywołanie, jest przez nich karmiony, dostaje zabawki i smakołyki od tysiąca osób.
           Nie ma w tym nic złego, gdyby nie jeden ważny szczegół- większość przewodników nie dba o to, żeby sami byli zawsze bardziej atrakcyjni. Dzięki temu szczenię szybko orientuje się, że wszyscy ludzie są wspaniali oprócz tego gościa, co go goni ze smyczą, zabiera od świetniej zabawy i ogólnie jest taki drętwy.
Właściciel staje się niepotrzebnym ogniwem, które jest odpowiedzialne za doprowadzenie szczeniaka do otoczenia, które go ekscytuje*. Z czasem staje się też przedmiotem, którego należy unikać, bo zawsze ta osoba kończy świetną zabawę, a w trakcie stoi jak pionek i przygląda się poczynaniom szczenięcia i jego atrakcji.

* dlaczego już drugi raz piszę, że ekscytacja jest niepożądana? Ponieważ są to bardzo silne psie emocje, które wprowadzają go w stan w którym nie jest w stanie logicznie myśleć ani się kontrolować. W życiu codziennym ekscytacja oznacza brak spokoju i zrównoważenia. W sporcie często wymaga się ekscytacji i to ona, jako jeden z kilku czynników, powinna być czymś, co odróżnia trening sportowy od codziennego życia.

fot. Michał Nowicki 
          Kolejnym złym pomysłem jest nie zapewnianie szczeniakowi wsparcia - innymi słowy "uczenie psa samodzielności"**  W sytuacji jak wyżej- czyli mały pies cieszy się radościami płynącymi z otoczenia - nagle dzieje się coś, co go przerasta i przeraża. Młode zwierzę stara się znaleźć wsparcie, biegnie do właściciela (jedynej osoby którą zna), a on słyszy od szkoleniowca "nie dotykaj go! Nie bierz go na ręce! Musi radzić sobie sam!". Właściciel odpycha szczenię, które dzięki temu uczy się, że jego pan nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa. Przekonuje się, że może liczyć co najwyżej na odtrącenie lub zabranie na smycz. Zgodnie z wolą szkoleniowca zaczyna radzić sobie samo wybierając jakiś z dostępnych sposobów poza szukaniem kontaktu ze swoim człowiekiem.
Tak właśnie tworzy się psy agresywne w stosunku do innych zwierząt (miał radzić sobie sam z obcymi zwierzętami, więc wymyślił, że zacznie je atakować, żeby dały mu spokoj), wykazujące lęk i agresję w stosunku do ludzi (właściciel nie powiedział, że szczeniaka nie można tarmosić, tłamsić, straszyć i niepokoić, więc musi radzić sobie z obcymi ludźmi sam), goniące samochody i wyjące w klatkach (ignorowanie zachowań nieporządanych podobno może prowadzić do zaniknięcia takich, aczkolwiek nie zdarzyło mi się jeszcze być świadkiem takiego warunkowania. Wierzę zatem - i to jest moja opinia, nie należy się z nią bezkrytycznie zgadzać- że najlepiej utrwalają się lub zmieniają zachowania, które są powiązane z czytelną reakcją).
           Staram się być bardzo wylewna w stosunku do moich psów, zwłaszcza szczeniaków. Młode zwierzę potrzebuje kontaktu fizycznego, ogormnej dozy nagród, czytelnych sygnałów- co jest dobre i ma być powtarzane, a co jest bardzo złe i nie chcę więcej tego widzieć. Pies czuje się bezpieczne jeśli opiekun jest przewidywalny, czytelny, a instrukcje są jak bułka z masłem. Wsparcie o którym pisałam na początku jest równie czytelne- przy mnie zawsze jest bezpiecznie, ze mną można się schronić przed wszystkimi zagrażającymi osobami, psami i bodźcami. Otoczenie staje się dla psa niezagrażające jeśli wie, że nie będzie musiał radzić sobie sam z czymś, co go przeraża. To ja z radością odgonię od niego pszczołę, obcego psa, namolnego spacerowicza. Ze mną pies na spacerze ma się cieszyć życiem, a nie przejmować, czy z kolejnym psem da sobie radę, czy może będzie musiał się z nim zmierzyć.

** Dlaczego uczenie psa samodzielności jest bez sensu? Ostatnio usłyszałam, że przecież dzieci również uczymy samodzielności- z czym w sumie się zgadzam. Tak, dzieci mają być samodzielne, ponieważ kiedyś dorosną i będą musiały na świecie poradzić sobie same ze wszystkimi problemami. Psy nigdy nie opuszczają domu rodzinnego i nie idą w świat zakładać sobie rodziny. Są skazane na nas i przez całe życie pozostają od nas zależne. Jeśli pies to rozumie i akceptuje po ptostu dobrze się bawi i relaksuje będąc przekonanym o tym, że centrum planowania rozrywek w postaci właściciela wszystkim się zajmie. Jeśli z kolei pies jest przekonany, że musi radzić sobie sam wchodzi z właścicielem w konflikt- przecież on chce być samodzielny i decydować o tym, czy zaatakuje psa, zje kupę, czy będzie szczekał caly dzień, a właściciel tylko utrudnia mu życie każąc robić to czy tamto.

fot Camm Photography 
          Sport! Wiadomo szczenię ma być do sportu. W związku z tym pierwszego dnia zna już siad, daj łapę, waruj i przybija piątkę. Trzeciego dnia uczy się świadomości zadu, cofania, zapoznaje się z piłką. Czwartego dnia wyciągamy z szafy pachołek, kwadrat i patyki, rozsiewamy wszystko po placu treningowym. Piątego dnia powtarzamy wszystko w rozproszeniach i najlepiej bez nagrody, żeby się nie przyzwyczaił.
W międzyczasie chodzi na smyczy, a w zasadzie ciska się na smyczy, bo przecież mały sportowiec nie musi umieć chodzić na smyczy, a że nie ważny nic, to niech robi co tam chce.
Po miesiącu szczenię przestaje pracować w jakikolwiek sposób, frustruje się, jest rozkojarzone, niedokładne, albo po prosto odmawia ćwiczeń i z opuszczoną głową stara się zniknąć z znienawidzonego placu treningowego. Na smyczy wpada w panikę próbując oderwać sobie głowę, albo stara się ze wszystkich sił ciągnąć jak najmocniej (czyli w jego opinii jak najdalej od tego co ma drugi koniec smyczy i za niego szarpie).
          Sport oczywiście nie jest niczym złym. Wspaniale jest z psem coś robić - obojętnie czy sztuczki, ślady, obedience czy cokolwiek innego. Psy pracujące są szczęśliwe, zmotywowane, jeśli mają wybór zawsze wolą iść na trening niż na zwykły spacer. Ale żeby ta idealistyczna wizja sprawdziła się również w przypadku naszego szczeniaczka należy pamiętać o bardzo ważnej rzeczy jaką są fundamenty. Podstawą pracy z psem powinny być odpowiednie emocje, motywacja i zrozumienie w treningu. Bez tych kluczowych elementów nie da się pracować. Właśnie wiek szczenięcy, kiedy móżdżek i możliwości są małe, a chęci i otwartość na nowe doznania ogromna fundamenty powinny zostać stworzone i mocno zagruntowane.
Szczenię może umieć siad, waruj i co tam jeszcze chcesz wymyślić. Ale najpierw musi wiedzieć, że jajakolwiek praca równa się zabawa, motywacja, wspaniałe emocje. Z monotonii, niezrozumienia, nudy i zmęczenia nigdy się nicczego nie stworzy.
Młody pies może w kilka dni nauczyć się chodzić na smyczy i polubić to ograniczenie. Jednak przed tym musi zrozumieć czego od niego chcemy. Nie dostać dziesięć smakołyków, nie mieć pozwolenie na gryzienie smyczy. Musi dokładnie rozumieć nasze oczekiwania.
Zrozumienie powinno płynąć z dwóch stron- my musimy rozumieć co szkrab komunikuje, a on musi po pierwsze wiedzieć, że odbieramy jego bodźce, a po drugie rozumieć, co ma zrobić żebby być dobrym psem. Smakołyki, drogie zabawki ani nawet amortyzator na smyczy nie rozwiąże za Was problemu braku porozumienia.
              Tutaj wtrącę wspaniałe określenie jakie słyszałam ostatnio na obozie- "komenda spierdalaj" - czyli coś, co uznajemy za oczywiste, co pies ma robić i koniec - jest wymagadana, ale nigdy nie jest ani nagradzana, ani nie poświęca się jej większej uwagi.  Na przykład chodzenie na smyczy, "lap" i "puść", oraz wiele innych by się znalazło. Dzięki "komendzie spierdalaj" można popsuć koncertowo od razu kilka rzeczy- motywację, zrozumienie, chęć współracy i poczucie bezpieczeństwa w jednym.


          Ostatnią rzeczą, a wlaściwie podsumowaniem jest umiar. Coś, co bardzo trudno zachować ze względu na płynną, niestabilną granicę, która u szczeniąt zmienia się z dnia na dzień.  Umiar jest potrzebny we wszystkim - w spędzaniu czasu  klatce, ale też w długich spacerach, w ilości zadań jakie zrzucamy na młode zwierzątko, ale również w nudzie, jaką chcemy żeby nauczył się spokojnie znosić. Umiar jest również, albo przede wszystkim, potrzebny w szeroko pojęciej socializacji z otoczeniem. Z jedej strony w ciągu kilku pierwszych miesięcy wypada zapoznać szczenię ze wszystkim co je spotka w życiu- różnymi podłożami ,miejscami, dźwiękami, zwierzętami, zapachami. Z drugej strony należy cały czas balansować pomiędzy ciekawością, która pozwala szczenięciu poznać otwartym i z pozytywnym nastawieniem, a strachem i nadszarpnięciem relacji ze swoimi ludźmi.
           Umiar jest najtrudniejszą umiejętnością w wychowaniu psa, ale również najważniejszą. Większość rzeczy jeśli jest wykonywana w graniach toleracji dla tego jedngo małego zwierzęcia będzie dla niego pozytywnym doświadczeniem. Najgorzej, jeśli czegoś jest stanowczo za mało lub za dużo - wtedy zaczynacie pracować sobie na psa, jakiego nie będziecie chcieli mieć ani w domu ani na placu.

fot. Angelika Wiatr

Z okazji Dnia Psa chciałabym życzyć Wam wszystkim tego właśnie umiaru i wspaniałej, głębokiej więzi ze swoim małym, dużym, młodym czy już dorosłym zwierzakiem.
Życzę Wam wszytskim, żebyście codziennie pracowali tylko i wyłącznie na sukces. Żebyście z satysfakcją patrzyli na to, co udało się Wam stworzyć przez umiar, zasady, bezpieczeństwo, zaufanie i jak najlepsze czytanie swojego psa. Pamiętajcie, że dla niego jesteście całym światem.

fot. Michał Nowicki

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie no co Ty. Zakopałam go za domem. Chcesz wpaść zapalić mu świeczkę? Na pewno tęskni za swoimi "fanami" takimi jak Ty <3

      Usuń

Podziel się swoją opinią! :)